Znajomy, którego nie wiedziałem od kilku lat zaprosił mnie do klubu na swoje urodziny. Dawno już nie byłem w takim przybytku więc chętnie poszedłem. Warszawa- samo centrum. Wejściówki coś koło 20 zł. Klub istnieje od wielu lat, przetrwał czasy Covidu i jak widać dobrze prosperuje. Na miejscu okazuje się, że po za salą taneczną z DJ`em jest również druga sala z karaoke. W klubie zainstalowane nagłośnienie jednego z amerykańskich producentów. Znam i wiem co te paczki potrafią choć to raczej średnia półka cenowa. Ku mojemu zaskoczeniu a raczej przerażeniu dźwięk (podkład) muzyczny z karaoke to jakaś totalna sieczka a osoba co obsługuje komputer i mikser raczej nie wie do czego te wszystkie gałeczki służą… Efekt jest tak piorunujący, że pierwsze 2 piwa wypijam niemal duszkiem żeby choć trochę mnie zamroczyło – niestety nie pomaga. Wysokie tony tną po uszach jak żyletki mimo, że siedzę dobre 8-9 metrów od głośników. Hałas, harmider, żenada…. Jak to na karaoke przystało ktoś do tego fatalnego podkładu próbuje śpiewać – z różnym skutkiem. Czasem mikrofon się sprzęga ale co tam, grunt że jest zabaw. Po ponad godzinie katuszy robię sobie przerwę i idę na parkiet do drugiej Sali. Jak się okazuje tam jest tylko odrobine lepiej. Bas łupie tak, że nie bardzo słychać co to za utwór, wysokie tony mniej natarczywe ale dalej boli…. DJ w klatce coś tam nieudolnie miksuje nie potrafiąc nawet dobrze skleić bitów… W pewnym momencie mam ochotę wykopać go zza konsolety i samemu poprowadzić tą imprezę. Potem przypominam sobie, że przecież już nie jestem DJ`em i przyszedłem się tu bawić a nie naprawiać świat. Jak ustrzec się przed takimi błędami w nagłośnieniu? Polecam kolejny wpis pt „Nagłośnienie klubu”
A teraz mały konkurs: kto zgadnie o którym Warszawskim klubie piszę ?